Beatyfikacja Jana Pawła II
1 maja 2011 Papież Benedykt XVI ogłosił swojego poprzednika na Stolicy Piotrowej błogosławionym. Stwierdzenie heroiczności cnót Jana Pawła II i zatwierdzenie cudu dokonanego za Jego wstawiennictwem to wydarzenie historyczne, a dla nas – Jego rodaków ma znaczenie szczególne.
Pragnę podzielić się moimi wspomnieniami z pielgrzymki na beatyfikację.
Wieczorem w piątek 29 kwietnia wyruszyliśmy z Opola autokarem w stronę Italii. Nasza grupa pielgrzymkowa składała się z wiernych różnych parafii Diecezji Opolskiej (Opole, Kędzierzyn, Głogówek, Głubczyce i inne). Podróż trwała całą noc.
Następnego dnia w sobotę rano dane nam było zobaczyć Padwę – miasto św. Antoniego. Centralnym punktem w Padwie była Msza święta odprawiona po polsku oraz zwiedzanie romańsko-gotyckiej bazyliki św. Antoniego. W godzinach wieczornych dojechaliśmy do Fiuggi - miejsca naszego noclegu oddalonego 80 km od Rzymu.Spaliśmy krótko ok. 1 godziny.
O północy wyruszyliśmy w kierunku wiecznego miasta, na Plac św. Piotra, gdzie o godzinie 10 miała zostać odprawiona Msza św. beatyfikacyjna. Jak się okazało nie byliśmy pierwsi, wielu pielgrzymów z całego świata było już na miejscu. Miłym zaskoczeniem były rozdawane przez włoskich wolontariuszy prowiant i woda. Plac jednak jeszcze był zamknięty, a tłum napierał coraz bardziej. Kiedy o 5.30 służby porządkowe otwarły przejście, fala ludzka poniosła nas jak woda.
Tylko niektórym z naszej grupy udało się dotrzeć na plac św. Piotra i uczcić relikwie błogosławionego Jana Pawła II. Byłam wśród tych szczęśliwców.
Chociaż nie należę do osób, które się ławo wzruszają, jednak w chwili ogłaszania Jana Pawła II błogosławionym potoczyły się łzy po mojej twarzy. Bycie w samym centrum tego historycznego wydarzenia było szczególnym przeżyciem, a także niezwykłym doświadczeniem powszechności i różnorodności Kościoła. W tej wyjątkowej chwili w stolicy Chrześcijaństwa zebrany był żywy Kościół całego świata. Bardzo też mocno odczułam wtedy łączność Kościoła pielgrzymującego z Kościołem Uwielbionym w Niebie. Po Mszy św. mieliśmy w sobie tyle energii, że starczyło jej na zwiedzanie Rzymu w najbliższym otoczeniu Watykanu.
W poniedziałek pełni sił znów wyruszyliśmy na Plac św. Piotra, aby uczestniczyć we Mszy św. dziękczynnej za dar beatyfikacji, której przewodniczył Kardynał Bertone, a słowo wstępne wygłosił Metropolita krakowski Kardynał Stanisław Dziwisz.
Po Mszy św. wyruszyliśmy na Monte Cassino gdzie odwiedziliśmy świętych Benedykta i Scholastykę, oraz Polski Cmentarz Wojenny, na którym przez modlitwę oraz odśpiewanie Hymnu Polski uczciliśmy pamięć poległych żołnierzy Rzeczypospolitej wszystkich narodowości (Polaków, Białorusinów, Ukraińców) którzy oddali życie za naszą wolność.
3 maja wyruszyliśmy do Asyżu - ostatniego punktu naszej pielgrzymki, by odwiedzić św. Franciszka i św. Klarę. Przepiękne widoki, i wspaniała pogoda tworzyły niezwykłą atmosferę. Asyż zachwycał swym średniowiecznym pięknem uwiecznionym w kamiennych budynkach, w wijących się w górę i w dół uliczkach. Wydawało się, że czas tam nie ma władzy. Czuliśmy obecność Świętych Asyskich, tak jakby przed chwilą przechodzili uliczkami przed nami. W Bazylice św. Franciszka mogliśmy przeżyć Mszę św. w języku polskim. Asyż pełen był pielgrzymów, ponieważ podobnie jak my, odwiedzała go większość pielgrzymek wracających z Rzymu. Odwiedziliśmy również Bazylikę Matki Bożej Anielskiej (kolebkę zakonu franciszkańskiego i miejsce śmierci św. Franciszka) z odbudowaną przez Franciszka kaplicą Porcjunkuli i zabytkowym klasztorem.
Na wszystkich miejscach naszego pielgrzymowania zanosiłam modlitwy i oddawałam Bogu przez wstawiennictwo tamtejszych świętych nasz Instytut i wszystkie Oblatki.
Był już wieczór kiedy ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski.
W środę 4 maja w godzinach popołudniowych dotarliśmy bezpiecznie do Opola. Na długo zachowamy w sercach przeżycia tego niezwykłego czasu i wydarzeń, w których dane nam było uczestniczyć.
Za wszystko Bogu Niech Będą Dzięki!
Brygida, Oblatka Świecka
Miałam i mam ogromną wdzięczność i radość, że mogłam uczestniczyć w pielgrzymce i beatyfikacji. Oczywiście wdzięczność s. Julii za pozwolenie na wyjazd i Panu Bogu, że nie tylko dał pragnienie ale i siły do jego zrealizowania i to bez większego zmęczenia. To prawda, że nasza pielgrzymka była bardzo dobrze zorganizowana pod każdym względem.
Jechały dwa autokary- razem103 osoby: w większości siostry z różnych Zgromadzeń, ale też było dużo świeckich a zwłaszcza młodzieży. Wyjechaliśmy w piątek-29-go o 3-ej w nocy. Najpierw pozwolili nam dospać a później już zaczęło się wspólne pielgrzymowanie wypełnione przede wszystkim modlitwą. Wszyscy otrzymali modlitewnik w formie książki, gdzie był cały brewiarz na te dni, litania, pieśni, godzinki. Było dużo ciekawych filmów, najpierw wszystkie pielgrzymki oczywiście w dużym skrócie, film o św. Ricie, św. Antonim i inne. Pierwszy nocleg mieliśmy w Austrii, gdzie dotarliśmy na godz. 20-tą. Po rozlokowaniu się była jeszcze Eucharystia i spoczynek. Kiedy myśmy smacznie spali to kierowcy walczyli z popsutym autokarem podobno do trzeciej w nocy. Była bardzo poważna awaria.
Rano po Eucharystii i śniadaniu dowiedzieliśmy się, że nasze dalsze pielgrzymowanie opóźni się, bo nie chcieliśmy się dzielić. Niestety pomimo dalszych prób naprawy, myśmy pojechali a dopiero kilka godzin po nas wyjechała druga grupa autokarem zastępczym tylko przez Austrię, bo on nie mógł jechać dalej. Włoski autokar zafundował dom prowincjalny Sióstr Elżbietanek. Następny postój we Włoszech. Przejeżdżaliśmy przez Rzym ale nasz hotel był ponad 50 km od Rzymu . Do hotelu nasza grupa dotarła ok godz. 19-ej. Po umyciu się , przebraniu w świąteczne stroje, my byliśmy gotowi do wyjazdu na Plac - ale poczekaliśmy na drugą grupę i tak zamiast o planowanym wyjściu o godz. 20--ej zrobiła się 23:30 ale największa radość była, że znów jesteśmy razem, że oni też mogli coś jeszcze zjeść, umyć się i choć chwilę odpocząć. Najstarsze Siostry miały ponad 80 lat a było sporo starszych. I One akurat były w tym drugim autokarze.
Do Watykanu pilotował nas ten zastępczy autokar i tutaj znów miałyśmy niespodziankę, ale tym razem przyjemniejszą. Ponieważ tylko polskie autokary miały parkingi bliżej to nasz włoski autokar zatrzymała policja ale jak polskie Siostry zaczęły się tłumaczyć dlaczego jeden autokar jest włoski to pod eskortą policji zostaliśmy popilotowani jak tylko się dało najbliżej. Tak więc może dzięki temu ostatecznie po jeszcze 8-iu godzinach stania ( wtedy naprawdę czułam się jak sardynka, stłoczona ale bezpieczna, bo wiedziałam, że choćbym zasłabła to się nie przewrócę bo nie ma miejsca). Stanęliśmy o 00:30 a pierwsze kroki do przodu zrobiliśmy o 5:30, bo wtedy zaczęli wpuszczać na Plac. Nikt nie miał pojęcia czy wejdzie czy nie, ale dla nas wtedy to nie było istotne i tak już byliśmy w głównej alei a przed nami był wielki telebim. Ale siostra referentka cały czas żartowała, że mamy miejsca przy kardynałach. W przenośni tak było bo ostatecznie siedziałam na chodniku oparta plecami i mury watykańskiego budynku, widziałyśmy jak z budynku na plac wychodzili biskupi i kardynałowie. Na przeciw był telebim a ołtarz po przekątnej. Na Plac weszłyśmy o 8:30 i ponieważ wchodziliśmy na raty więc już tam każdy szedł gdzie chciał. My w małej grupce zrezygnowałyśmy z kontroli bo to jeszcze zajęłoby dużo czasu, poza tym zabraliby mi metalowe krzesełko parasol i nożyczki i ponieważ cały chodnik prawie był wolny więc rozsiadłyśmy się tam, a tak naprawdę o lepszym miejscu nie można było nawet marzyć. To co w nocnym czuwaniu było wspaniałe to atmosfera. Czuło się wielką życzliwość a przede wszystkim ducha modlitwy. Wspólne śpiewy, różaniec koronka -wszystko śpiewane. Nawet nie wiem kiedy to noc zleciała. Myśmy tam jeszcze byli dużą grupą i mogliśmy się razem modlić. Jak już wspominałam ja przez cały czas miałam taką radość, że zupełnie nie czułam zmęczenia- dopiero nazajutrz zobaczyłam, że nogi mam jak obwarzanki ale mnie nie bolały.
Najbardziej jednak przeżyłam czas po ogłoszeniu, że Jan Paweł drugi jest Błogosławionym- wtedy gdy wszyscy klaskali ja nie mogłam się opanować i z wielkiej radości płakałam. Klaskałam, cieszyłam się ale też pierwszy raz w życiu płakałam z radości. Widziałam później, że nie byłam jedyną. Po Eucharystii i wspólnym zdjęciu był czas wolny i można było zostać aby iść do bazyliki albo iść trochę zwiedzić stary Rzym. Wybrałam jak chyba większość drugą wersję. Do hotelu znów dotarliśmy na wieczór i rano po śniadaniu wyjazd do Padwy, gdzie byliśmy 9 godz. od17-ej do 1-ej w nocy bo tyle musi odpoczywać autokar zgodnie z przepisami. W bazylice mieliśmy Mszę św. potem czas wolny a o 20-ej kolacja zafundowana przez matkę Generalną sióstr Elżbietanek. Po kolacji poszliśmy na parking i było wspólne dziękczynienie i szał radości.
Każdy z uczestników otrzymał piękny medal z wizerunkiem nowego Błogosławionego z wygrawerowaną datą beatyfikacji. Chętnie go oddam do archiwum bo jest naprawdę ładny.
Po wspólnych tańcach i przeróżnych wspólnych zabawach o północy mieliśmy Eucharystię i o 1-ej w nocy wyruszyliśmy w kierunku Polski. W Czechach niespodzianka - wszystko na biało. Jeden pan spał i jak się obudził i spojrzał przez okno zawoła; "co to przespałem lato”. Ale już poza Wrocławiem nie było śniegu. Do domu, a właściwie prawie pod sam dom autokarem dotarłam około 22:30.
s. Teresa Mateusz